01 marca 2011

Pobyt w Polsce 2010 - 2011

Gdy już dotarliśmy do mojego domu wreszcie mogliśmy spokojnie odetchnąć z ulga, ponieważ byliśmy już w najważniejszym celu naszej podroży do Polski. Mama wspomniała o moim psiaku , że chyba cóż przeczuwał  bo jak nigdy siedział na mrozie przed furtka od samego rana. Czyżby odebrał moje myślowe wiadomości do niego ?


Niestety mój pokój już nie istniał tak jak go pozostawiłam przed prawie trzema laty, nad czym bardzo ubolewam. Mój dawny pokój był dla mnie azylem , spokojem i bezpieczeństwem. Prawdę mówiąc to w całym domu czułam nadzwyczaj  bezpiecznie po wizycie nocnej  tej że kobiety ale w pokoju to jak w sejfie;) , może dlatego ,że miałam kawałek swojego własnego konta ?  Dzieci podobne do mnie tylko o tym marzą , ponieważ byliśmy z bratem wzięci do rodziny zastępczej  ja miałam ta świadomość, że dom  przybranych rodziców nie jest tak naprawdę mój  i nie mam żadnych praw do niego  prócz tego, że w nim mieszkam.
Na pobyt w domu zamieszkaliśmy w pokoju zmarłego taty , ponieważ brat z żona  po ślubie zajęli dodatkowo mój pokój . Mnie nie  zbyt to się podobało spać w tym pokoju choć zostały przeniesione moje meble i cześć rzeczy  ale cóż nie miałam innego wyjścia .
Przez pierwsze noce było w porządku, spokojnie  i bez żadnych akcji …   Gdy odwiedziłam grób taty na cmentarzu już tak spokojnie nie było.  Zaczęłam  bać się sama przebywać  w pokoju , powieszone kolczyki na szklanym kielichu same się poruszały choć nie było otwartego okna i przeciągów i czasem jeden kolczyk spadał . Zazwyczaj działo się to późnym wieczorem. Od tamtego momentu zaczęłam widzieć różne cienie  w domu a także biała jakby w kształcie dymu postać. Czułam się nie pewnej gdy zostawałam w domu sama,  nie że się panicznie bałam ale taki lekkie dziwne uczucie niepokoju. 


Nie rozumiem tego ponieważ łączyła mnie z tata silna wieź przyjaźni , miał on ze mną lepszy kontakt niż z moim bratem. Zawsze się lepie dogadywaliśmy , pomagałam mu przy naprawie samochodu i innych rzeczy  także uratował mu życie  kilkanaście lat temu  co też pogłębiło w jakiś sposób nasza wieź choć nie zawsze byłam dla niego dobra czego żałuje do dziś i nie mogę sobie tego wybaczyć ale to tez po części wina jego i mojej mamy. No cóż starałam się nie przebywać sama w domu i w pokoju. Moje miasteczko się bardzo zmienili odkąd je widziałam po raz ostatni. Robi się coraz większe , rozbudowuje ale mimo wszystko nadal cicho  jak zawsze. Najgorsze  podczas pobytu w mojej miejscowości było pierwsze spotkanie z mama zmarłej przed 2 laty  mojej przyjaciółki, byłyśmy jak siostry zawsze wszędzie i razem więc widząc mnie jej mama czy rodzina jej chłopaka miała by na powrót niemile wspomnienia. Ja na dodatek nie byłam na pogrzebie nie mogłam wtedy przyjechać. Gdy będę gotowa opisze o tym osobno. Pech chciał, że spotkałam jej mamę  na ulicy a tam właśnie nie chciałam pierwszego potkania echh … Pani M. od razu się rozpłakała rozpoznając mnie :( Przywitałam się,   przytuliłam bo co wiecie mogłam zrobić ? 


Gdybym miałam możliwość oddania swego życia za jej , uwierzcie bym tak zrobiła ale niestety  nie ma takiej możliwości L  W styczniu odwiedziłam panią M. w jej domu wraz z moja mama; nie chciałam iść  sama. No i cóż było to samo co u mnie w domu czyli widziałam jakiś cień poruszający się po salonie gdzie siedziałyśmy;  na dodatek tego moja prawa ręka była lodowata w przeciwieństwie do lewej ręki . Było mi strasznie zimna w nią choć w domu było bardzo ciepło. Nie chciałam oglądać zdjęć z Jej pogrzebu  , wole pamiętać Ja taka jaka była i żyła . 


Poodwiedzałam swoje rodzeństwo i znajomych ; choć niektórych to żałuje, że odwiedziłam ale już tego więcej nie zrobi wiec tylko rodzeństwo ...
W ostatni dzień szliśmy odwiedzić moja jedyna pozostała w Polsce prawdziwa koleżankę i tym  razem złożyło się tak, że przechodziliśmy obok domu chłopaka mojej zmarłej przyjaciółki, która mieszkała z nim ostatnie 3 lata swego życia. Dobrze się znam z tym chłopakiem i jego rodzina bo przecież bywałam tam dość często swego czasu . Gdy już przechodziliśmy koło tego domu  coś mnie zaczęło ciągnąc w jego stronę , przystawałam   z kilkanaście razy bo co chciałam iść  to ta siła mnie ciągnęła  z powrotem. Mój narzeczony pyta się co się dziej a ja nie potrafiłam mu powiedzieć ponieważ sama nie wiedziałam. Nie potrafię tego wyjaśnić mogę się tylko domyślać,  że to moja przyjaciółka mnie tam zaciągała bym odwiedziła jej chłopaka i jego rodzinę . 
 
Postanowiłam , że pójdę tam a mojego narzeczonego posłałam do koleżanki mówiąc, że zaraz przyjdę. Odwiedziłam ich , byli zaskoczeni ale milo choć znowu płacz i smutek na mój widok. Mój kolega wcale nie zszedł , nie chciał mnie widzieć to było za wczesnej dla niego ponieważ jeszcze się nie pogodził z Jej odejściem …
Nie byłam zła na niego, rozumiałam go doskonale , nie żywię urazy za to choć było mi przykro ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz