01 marca 2011

Podróż do Polski 2010

 Piętnastego grudnia nastał tak długo oczekiwany przeze mnie dzień,  czyli wyjazd do Polski po mojej nieobecność ponad prawie trzech lat . Ledwo co wsiedliśmy  do autokaru a tam już czekało dla mnie  miejsce przypisane numerem 33 , co oznaczało iż nie musiałam się bać żadnych problemów z bezpiecznym dojazdem  do Polski. Być może niedługo opisze o trójce  jaki ma udział w moim życiu .


 Podróż autokarem miała trwać 30 godzin ale oczywiście trwała 33 godziny, no jakoś się wytrzymało ten czas i nie było tak źle ;) Cały dzień przejechaliśmy Francję, niestety na noc wjechaliśmy do Niemiec i nie wiem dlaczego jakoś nie mogłam usnąć przez ten czas, wiec nockę miałam z głowy w przeciwieństwie do mojego narzeczonego . Lecz dziwna rzecz się stała w tym autokarze. Dla Was może to być głupie czy  niedorzeczne  albo może uznacie, że doszukuje się tutaj pewnych rzeczy… Gdy po 23 pilotka wyłączyła już film, nastała cisza ; ja wpatrując się w okno i rozmywając nad sobą usłyszałam za sobą w oddali pewne kaszlnięcie , które było tylko i wyłącznie charakterystyczne  dla mojego zmarłego przybranego taty...


 Do Polski wjechaliśmy wcześnie rano, było ledwo po 6 ; nie pamiętam nazwy tego miasta. Nasze  biuro podroży miało siedzibę  w tym mieście  w jakimś hotelu na granicy polsko-niemieckiej oraz tam rozdzielali nas na poszczególne regiony Polski. Jadać dalej zobaczyłam iż Polska stawała  się smutna i szara pomimo tylu centymetrów śniegu, byłam rozczarowana takim widokiem  bo przecież nie taka Polskę opuszczałam.

   W Bolesławcu byliśmy 16 grudnia  o godzinie około 15 , poznałam druga babcie narzeczonego. Pozostaliśmy u babci 3 dni – uwierzycie nie dało się u niej wytrzymać  więcej . Pozostanie u niej  dłużej groziło by przejedzeniem i Bóg wie co jeszcze …  Ale pierwsze co zrobiliśmy po objedzie to zakup butów zimowych, ciepłych rzeczy oraz  kurtek :P  
19 grudnia udaliśmy się do konina znowu i kolejne 7 godzin jazdy autobusem ( nie macie pojęcia jak mnie bolała pewna cześć ciała  aż się wklęsła :P) Gdy dojeżdżaliśmy do konina w myślach mówiłam do mojego ukochanego psa Nero , którego nie mogłam zabrać do Francji ,że już za kilkanaście godzin się zobaczymy . W koninie przenocowaliśmy u wujka narzeczonego ,tam odwiedziliśmy jego kuzynkę i jej męża (robi dobry bimber :D) . Z samego rana pojechaliśmy na dworzec PKS L  i kolejne 2-3 godziny jechaliśmy do Bydgoszczy  w moje strony :)


cdn ... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz